piątek, 25 października 2013

Dzień Kundelka :)

25 października to Dzień Kundelka.

Przed Wami Tosia, niespełna dwumiesięczna psinka moich sąsiadów.

















......................................................................................................................

W naszym domu odkąd pamiętam zawsze były zwierzęta. Papugi, chomiki, świnki morskie, rybki, a nawet jeż i gniazda ptaków w glinianym dzbanku za oknem. Rodzice jednak nigdy nie zgodzili się na konia na balkonie, którego pragnęłam mieć jako mała dziewczyna. Trudno, ich strata… hihihi :)

Dobrych kilka lat temu pierwszy raz pod nasz dach trafił pies: ogromny sznaucer olbrzym. Była bardzo mroźna zima, kiedy mój brat wracając od kuzyna znalazł go na dworze. Oczywiście litościwy Maciuś przytaszczył psa ze sobą do domu. Jako dobre dzieci nakarmiliśmy Zmarzlucha czym popadło: makaronem i porcją rosołową z niedzielnego obiadu, gulaszem, szynkami oraz innymi rarytaskami. Kiedy psiak porządnie się nasycił, zaległ na podłodze w przedpokoju. A że było to baaaaardzo duże zwierze (a nasze mieszkanie ma 48m2) w domu nie dało się w ogóle ruszyć. Jakież wielkie było zdziwienie rodziców, kiedy wrócili z pracy i na panelach zobaczyli leniwie wylegujące się ogromne psisko a w lodówce tylko światło. Decyzja była natychmiastowa – żadnego psa w naszym domu nie będzie. Z łzami w oczach wielkimi jak grochy, maszerowaliśmy z braciszkiem po całym osiedlu szukając właściciela sznaucera olbrzyma…

Innym razem – również w środku zimy – zadzwoniła do nas ciocia, mówiąc że jest do oddania pies: malutki, podobny do yorka (jak się później okazało - stwór yorkopodobny gatunku drugiego), znaleziony na wsi. W moich oczach zapaliły się iskierki nadziei. Pojechaliśmy zobaczyć kundelka. Tato jednak wielokrotnie w drodze nadmienił, że psa NIE weźmiemy! Skończyło się na tym, że z mamą u boku i psem na rękach wracałyśmy kilka kilometrów piechotą. Bobika przywitaliśmy godnie w naszych skromnych progach - staropolskim zwyczajem - kromką chleba ze smalcem, którą pochłonął w mgnieniu oka. Z biegiem czasu pies najbardziej ukochał (o ironio!) mojego Tatę. Ze wzajemnością. Niestety Bobiczka, nie ma już wśród nas…

Psy to najcudowniejsze zwierzęta na ziemi. Wnoszą tyle miłości pod dach domu właściciela, że nawet na przymusowe spacery w środku nocy czy w mrozy stulecia przymyka się oko.
Kundle są najbliższe mojemu sercu. To najwdzięczniejsza „rasa”. Szczególnie te, które zostały przygarnięte po wyrzuceniu przez poprzedniego „właściciela" z samochodu, znalezione na ulicy lub wzięte ze schroniska. Potrafią po stokroć odpłacić się bezwarunkową i bezgraniczną miłością. Kto przygarnął takowego, ten wie, o czym mówię.

Mój wielorasowy Precel również jest Znajdą. Charakterny z niego Indywidualista, polujący całe dnie (przez okno oczywiście) na rudego kota z bloku naprzeciwko.
Nic tak nie poprawia mi nastroju jak jego: ciągnięcie za nogawkę na przywitanie, przynoszenie zabawki pod stopy z wyrazem oczu „pobaw się ze mną”, machanie łapkami czy głośne chrapanie nad ranem. Nawet szybki sus wprost do łóżka, na świeżo przebraną pościel, z brudnymi jak sto górników łapkami jest pięknym widokiem. Pod warunkiem, że mama tego nie zauważy! :)) Najcudniejsze psisko na świecie.

Salonowiec nasz kochany w wersjach różnych - różnistych:




















Czy Wy też macie psiaki? Czekam na Wasze komentarze :))
Pozdrawiam,
Asia

4 komentarze:

  1. Precel jest cudny! Malutka Tosia również.
    Ja nigdy nie miałam psa, niestety, ale zawsze przyjaźniłam się z psami znajomych , czy sąsiadów:)

    OdpowiedzUsuń
  2. poprzedniczce komentarza proponuję przygarnąć małego kropka, będzie zakochana po uszy, Cudny ten wasz Precel. Ciekawe kogo pokochał najbardziej
    Pozdrawiam jesiennie

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdecydowanie jego Faworytem jest mój Tato :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Precel i Tosia to istne słodziaki. Wyglądają na naprawdę szczęśliwe psiaki. Również uważam, że kundelki to najbardziej wdzięczna "rasa" Ja również od dzieciństwa wychowywałam się ze zwierzakami. Były koty, rybki, świnki morskie i pies... Obecnie jestem szczęśliwą posiadaczką rocznego kotka Fiodora, przed nim miałam również koteczkę Kicię, która była z nami 16 lat. A przed Kicią, był właśnie Aro. Aro był również mieszańcem którego żartobliwie nazywaliśmy "groszkowcem polnym" lub " kanapowcem pokojowym". Trafił do nas jak dwumiesięczny szczeniaczek i był z nami 15 lat. Był dla nas wyjątkowym psem , którego do tej pory nam bardzo brakuje ... Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń