czwartek, 26 września 2013

Wianek jesienny

Wianek powstał z myślą o znajomej mojej mamy. Pani Ania to nasza telefoniczna i mailowa Służba Zdrowia i Ostatnia Deska Ratunku w pigułce. Kiedy wielodniowe leczenie nie przynosi efektów, zawsze wtedy zapala Nam się czerwona lampka z napisem „Łódź”. I tak wiele razy na odległość Pani Ania pomogła Nam wyleczyć różne choróbska.


Na początku szkoły średniej co dwa tygodnie byłam chora. Potężny obrzęk gardła i osłabiona odporność, ale jesienią to normalka. Z takiego założenia też wychodziły lekarki z pobliskiej przychodni. Za każdym razem diagnoza: przeziębienie lub angina. I kiedy za którymś razem w przeciągu dwóch miesięcy znowu poszłam na wizytę lekarską, usłyszałam: „że mam nie wymyślać i zacząć normalnie chodzić do szkoły”. Jak to pokorne ciele siedziałam na lekcjach i faszerowałam się lekami, a stan mojego zdrowia się nie poprawiał. Któregoś dnia na całym ciele od antybiotyków pojawiła się pokrzywka. Telefon do Łodzi. Pani Ania po objawach zasugerowała, że to może być mononukleoza. Zrobiłam potrzebne badania i… strzał w dziesiątkę. Od czasu diagnozy podjęłam leczenie. Z napuchniętymi oczami, gorączką 39 stopni, okładami z ziemniaków na czole, skrajnie osłabiona - przeleżałam trzy tygodnie w domu.

Początek liceum, a ja narobiłam sobie makabrycznych zaległości. Od Pani z biologii usłyszałam, że cieszy się, że mnie widzi, bo ona to na studiach by się przez mononukleozę o mały włosy „nie przekręciła”… Cała ta historia pokazuje, jak bardzo szkodliwe dla zdrowia (a czasem i życia) w skutkach może być schematyczne myślenie lekarzy, dla których panaceum na jesienno-zimowe zarazy jest Duomox.

Pani Aniu, jak dobrze, że jest Pani z Nami!
:)


Ale do meritum.

Zawsze z mamą robimy wianki na święta, czyli dwa razy do roku. Ale czemu by nie zacząć robić wianków sezonowych? Wiosną byłoby ciężko, ale jesienią to można poszaleć. Kasztany, żołędzie, lawenda, wrzosy, hortensje, szyszki chmielowe, sosnowe, bukowe, osty, kawałki białej kory, trawy, bluszczyki i wszystkie suszki tego świata rosnące na łące czekają na nasze artystyczne zrywy wyobraźni.


Trochę siana z zoologicznego i nitka i… voila! – mamy bazę do naszego wianka. Klej florystyczny na zimno (który ponoć można zastąpić klejem do kasetonów, można go dostać w sklepach budowlanych) lub/i klej na gorąco (szybciej niszczy żywe rośliny, z powodu wysokiej temperatury) i gotowe! Tak nie wiele trzeba, żeby przyozdobić nasze drzwi frontowe, ściany czy stoły.






Podoba Wam się? Też robicie wianki?

Pozdrawiam,
Asia

4 komentarze:

  1. Śliczny jesienny wianuszek, będzie ładną ozdobą i Pani Ani na pewno się spodoba. Kiedyś też podejrzewano u mnie mononukleozę ale na szczęście skończyło się tylko na strachu a co przeszłam do momentu kiedy odbierałam wyniki to nawet nie chcę pamiętać, stres miałam przy tym ogromny. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny wianek :) Sama nie robiłam nigdy jesiennych wianków ale letnie z polnych kwiatków jak najbardziej .

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj Asiu, cieszę się z Twoich odwiedzin.
    Wianek prześliczny. Jestem pewna, że spodoba się Pani Ani.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń