Pasjonaci cisi i hiperaktywni
Lubię ludzi, którzy mają coś mądrego do powiedzenia. Nie o innych, dzisiejszej pogodzie czy kłótniach w polityce - tylko o sobie, swoich dokonaniach, przeżyciach i stworzonych "dziełach". Nieraz z rozdziawioną buzią słuchałam opowieści mojego kumpla Jarka, który podróżuje po świecie rowerem czy stopem, o tym co i kogo spotkał na swej drodze, jak wybrnął z pułapek/barier kulturowych, językowych, itd. Nieraz z niedowierzaniem patrzę na moją mamę - cały czas tworzącą coś nowego do domu, przeglądającą z pasją blogi, wnętrzarskie katalogi - która zainspirowana kawałkiem materiału jednego dnia, następnego potrafi uszyć nowy komplet obić na krzesła. Takich osób jest więcej - tylko często niczym kameleony wtapiają się w środowisko i dlatego niezauważenie przechodzimy obok nich. Pokornie, w domowym zaciszu robią niesamowite rzeczy, o których rzadko opowiadają. A warto mówić i się chwalić (nieprzesadnie), dając tym samym świadectwo, że można i da się.
Kilka lat temu znajomy mojej mamy, już jako dojrzały mężczyzna, postanowił nauczyć grać się na gitarze. Połknął bakcyla i rozkochał się w graniu tak, że dziś ma własną pracownię gitar klasycznych. Zuzia Górska (znana blogerka, która otworzyła pracownię torebek) to kolejny przykład, na to, że marzenia, ale i konkretne działania idą z pasją w parze.
Pasja to coś więcej niż tylko pomysł i chęci. Pasja to przede wszystkim moment, w którym "chciałabym chciała", zamienia się w realizację marzeń, celów czy dążeń. Nie zawsze z wielką pompą, nie zawsze na globalną skalę, ale zawsze do kroczek do przodu i cały czas dalej.
Często jednak nasze "widzimisię" nie mogą być zrealizowane przez ograniczające nas finanse. Co wtedy pozostaje? Kombinowanie (w pozytywnym sensie), szukanie, podpytywanie, czytanie i ruszenie główką. Chciałabyś zacząć szyć, ale nie masz maszyny? Zapytaj babci czy nie ma, przejrzyj ogłoszenia i portale, bo może za nie wielkie pieniądze, ktoś z chęcią odda sprawny sprzęt. (Ale materiały jeszcze do tego... a one takieeeeee drogiieee...) Nie bój się przejść do second handu, poszukać kawałka starej zasłony i stworzyć z niej kolorowego jaśka. Świat stoi otworem i tak wiele można zrobić wykorzystując swoją wyobraźnię i umiejętności. Raz coś się uda większym, raz mniejszym nakładem pracy i kosztem, ale nigdy nie można ograniczać się do jakże lotnych dziś: "to się nie uda" czy "nie warto próbować", czyli poddawać się już na starcie.
Pasja daje poczucie spełnienia, buduje poczucie własnej wartości, aktywizuje, uwrażliwia i twórczo zajmuje wolny czas. Powoduje, że jałowe staje się smaczne, dotychczasowe choroby cudownie znikają, a nieobejrzenie kolejnego odcinka "Trudnych spraw" nie jest już sprawą życia i śmierci.
Bo ludzi z pasją chętnie(j) się słucha
To ważne, żeby otaczać się pasjonatami. Tak wiele jest prawdy w przysłowiu: "z jakim przystajesz, takim się stajesz". Jeśli Twoje dziecko będzie dojrzewało w towarzystwie "chłopaków z pod bloku", sączącymi co wieczór "Leśnego Dzbana" pod klatką, istnieje mała szansa, że wyrośnie na obywatela pełnego cnót. To sama analogia tyczy się rodziców, których "pasją" jest oglądanie telewizji lub mycie okien...
Cały czas kształtujemy swoją osobowość poprzez kontakt z innymi. To, że mam swoje hand-made-hooby, nie jest tylko i wyłącznie moją zasługą. Patrząc na ludzi, z którymi przebywam, zdecydowana większość z nich ma ogromnego powera i sama coś robi. To mobilizuje i przyciąga, sprawia, że w głowie zaczyna świecić żaróweczka z napisem "ja też chcę", a potem zapala się kolejna, kolejna i kolejna: "dam radę", "uda mi się", "ja też potrafię". Taka twórcza reakcja łańcuchowa.
Słuchanie ludzi z pasją potrafi nieźle nakręcić. W mojej głowie od razu pojawia się tysiąc różnych pomysłów. Przy okazji kombinuję, jak te pomysły wprowadzić w świat rzeczy i jeśli nie umiem czegoś zrobić sama, to szukam kogoś, kto może mi pomóc. Tak było i tym razem. Słuchając cały rok opowieści pewnej charyzmatycznej Pani Doktor - pasjonatki mniejszości łemkowskiej w Polsce, postanowiłam, że coś Jej podaruję. Potrzebne były mi jednak posiłki i tym razem padło na moją mamę i sąsiadkę Elę.
Oto algorytm powstawania łemkowskiego woreczka na "przydasie". Potrzebne jest:
1) Znalezienie wzoru haftu.
3) Uzdolniona sąsiadka, której nie straszne wyszycie 1887 krzyżyków.
4) I wspaniała Mama, która spełnia zachcianki kochanej córuni i szyje lniane woreczki :)))
I tak "wspólnymi" siłami (chociaż ja w tym przypadku byłam bardziej menagerem, pomysłodawcą, projektantem niżeli wykonawcą) powstał drobny upominek.
Podoba się Wam? Czy Wy też lubicie posłuchać kogoś z powerem?
Pozdrawiam słonecznie,
Asia
:)))